Jednego dnia pracuje w Londynie, kolejnego dnia w Paryżu, Berlinie czy Nowym Jorku. 27-letni Łukasz Pukowiec z Mszany należy do grona światowej klasy fotografów modowych. Przed obiektywem jego aparatu stają najpiękniejsze modelki i gwiazdy, współpracuje z największymi domami mody, a jego fotografie zdobią tak kultowe magazyny jak „Vogue”, „Numero” czy „Dazed & Confused”. A wszystko zaczęło się od… fotografowania pająków.
Podobno zaczynałeś od fotografowania pająków…
Dokładnie! Od dziecka lubiłem zwierzęta. W domu w Mszanie terraria zajmowały dwa pokoje. Miałem ogromną hodowlę ptaszników, były też kraby, różne gatunki żółwi i skorpiony. To było nie tylko moje hobby, ale też „praca”. Śledziłem portal terrarystyczny, na którym hodowcy wstawiali zdjęcia swoich „podopiecznych”. Najciekawsze zdjęcia miały najlepszą oglądalność, a hodowca dzięki nim był najbardziej popularny. Pożyczyłem od siostry cyfrówkę, która miała 3 megapiksele i fotografowałem swoje okazy, a potem zdjęcia wrzucałem na portal. Na początku fotografie nie były najlepsze, ale ponieważ nie lubię nudy, to stwierdziłem, że poeksperymentuję. Ustawiałem swoich „modeli” przy oknie, w różnych innych miejscach i moje zdjęcia były coraz lepsze. I tak się wszystko zaczęło! Moje zdjęcia zwierząt dostrzegła nauczycielka z plastyki w gimnazjum w Mszanie, pani Justyna Taszka. Również pani z biologii wspierała i doceniała moje przyrodnicze „podboje”.
Zatrzymajmy się jeszcze na „wodzisławskim” etapie twojego życia. Gdzie chodziłeś do szkoły szkoły podstawowej, gimnazjum i szkoły średniej?
Do szkoły podstawowej i gimnazjum chodziłem w Mszanie. Fotografią zacząłem zajmować się w trzeciej klasie gimnazjum i to właśnie wtedy pani Justyna Taszka zgłosiła moje zdjęcia na konkursy fotograficzne – w jednym z nich zająłem nawet trzecie miejsce. Później przeniosłem się do technikum w Wodzisławiu Śląskim. Był to zły ruch, bo wybrałem kierunek informatyczny, gdzie było bardzo dużo matematyki i przedmiotów technicznych. Liczyłem na grafikę, ale jej z kolei było bardzo mało. W skrócie – przechodziłem z klasy do klasy, ale to nie było to.
Znajomi z Mszany czy Wodzisławia byli chętni do tego, żebyś ich fotografował?
Zawsze lubiłem modę i sztukę, ale nigdy nie myślałem o fotografowaniu ludzi. Czasem z ciekawości podpytałem znajomych czy chcieliby porobić wspólnie portrety. Zawsze chętnie się zgadzali. Ale to były po prostu zdjęcia moich znajomych – bardzo naturalne i przyłapane momenty.
Kiedy pomyślałeś o fotografii, jako sposobie na życie?
Nawet nie myślałem, że będę żył z fotografii. To wyszło naturalnie i może tak jest lepiej. Moje zdjęcia dostrzegła w internecie Monika Smolicz, właścicielka najlepszej wówczas agencji modelek w Warszawie. To było szczęście i przeznaczenie. Nawet nie wiem, jak to się stało, że wybrała właśnie mnie. Przyznam, że od jakiegoś czasu skrycie marzyłem o tym, żeby współpracować z jej agencją. Ale to było w sferze marzeń i nigdy nie pomyślałbym, że Monika Smolicz sama się do mnie zgłosi. Na początku nie odpisałem na jej wiadomość, bo byłem przekonany, że mój znajomy robi sobie ze mnie żarty. Oddzwoniłem dopiero po tygodniu, cały zestresowany. Tak się zaczęło! Robiłem bardzo proste zdjęcia, tak zwane „testy” dla początkujących modelek. Już wtedy zarabiałem, Monika dawała mi sporo sugestii i uwag, co było dla mnie bardzo cenne. Z czasem zacząłem wykonywać własne projekty, w które często inwestowałem. I tak małymi kroczkami osiągałem kolejne sukcesy. Ta droga trwa już 12 lat i ciągle wszystko się zmienia.
Pierwsze ważne zdjęcie – takie, od którego „wszystko się zaczęło”?
Myślę, że właśnie „zdjęcia-testy” dla agencji modelek. Kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, te zdjęcia to niby nic takiego, ale wtedy był to dla mnie bardzo ważny i przełomowy moment w życiu. Poza tym później bardzo istotne były moje projekty personalne i pierwsza sesja dla „Vogue”.
Jak sam określiłbyś swój styl fotografowania?
To zawsze trudne pytanie, bo ja po prostu robię zdjęcia i robię to, co czuje w danym momencie. Myślę, że moją fotografię można umiejscowić pomiędzy komercją a czymś artystycznym – czasami nawet dziwnym czy eksperymentalnym.
Z małej Mszany trafiłeś najpierw do Warszawy, a teraz na stałe mieszkasz w Londynie. Dlaczego zdecydowałeś się wyjechać z Polski?
Nie lubię stać w miejscu. W Polsce zrobiłem już prawie wszystko i wdała się rutyna. Żyło mi się bardzo wygodnie, aż zbyt wygodnie. Potrzebowałem nowych bodźców i wyzwań. Najlepsze magazyny i marki są w Londynie i w Paryżu. Ambicje nie dawały mi spokoju.
Wyobraź sobie, że masz teraz 14-16 lat. Interesuje Cię moda, fotografia. W jakim kierunku byś poszedł? Zostałbyś na przykład blogerem? Teraz świat mediów społecznościowych daje tyle możliwości, że pojawia się pytanie, jaką drogę byś wybrał. A może nic byś nie zmienił?
Nie zmieniłbym niczego. Uważam, ze nic nie dzieje się bez powodu. Moja droga była taka. Pewnie kogoś innego byłaby inna. I chyba właśnie o to chodzi w życiu.
O pracy z jakimi modelkami, czasopismami lub domami mody marzyłeś? I które z tych marzeń spełniły się?
Zawsze marzyłem, żeby pracować dla Vogue’a. Nawet nie myślałem, że będę robił dla nich okładki, a jednak udało się! Doszło nawet do tego, że doczekaliśmy się polskiej edycji magazynu.
Jesteś w pierwszej lidze fotografii modowej. Pochwal się proszę najważniejszymi i najciekawszymi kampaniami, okładkami magazynów, edytorialami itp.
Każdy projekt jest dla mnie ważny, choć właśnie ten rok jest przełomowy. Czekam na okładkę z moją ulubioną fracuską aktorką Isabelle Huppert. Niesamowita i piękna osoba. Jestem też bardzo zadowolony z mojej nowej okładki dla ukraińskiej edycji Vogue’a oraz sesji dla polskiej edycji magazynu.
Jaki typ urody modelki czy modela najbardziej lubisz na fotografiach?
Na pewno musi mieć „to coś”. Nie lubię banalnej urody. Ciężko to wytłumaczyć, ale to musi być ciekawa twarz, czasami niepokojąca. Bardzo lubię też starsze modelki, które mają ogromne doświadczenie i charyzmę. Ostatnio pracowałem z top modelką z lat 90. Georginą Grenville i była niesamowita.
Czym się inspirujesz i skąd bierzesz pomysły na sesje?
Wszystko jest jedną wielką inspiracją. Ludzie na ulicy, podróże, miejsca, filmy czy muzyka.
Większość ludzi uważa pracę fotografa za lekką i przyjemną. Wystarczy nacisnąć przycisk i już mamy zdjęcie. A jak to wygląda z Twojej perspektywy? Ile czasu spędzasz przy jednej fotografii, zanim będzie w pełni gotowa?
Znam to przekonanie i nawet łapię na tym swoich znajomych, którzy twierdzą, że „jak to jest, że nie mam czasu, skoro nie mam dziś sesji i gdybym pracował w jakiejś firmie, to dopiero by było”. Nic bardziej mylnego. Sama sesja zdjęciowa to najłatwiejszy i najkrótszy etap. Trzeba pamiętać, że praca fotografa mody to wolny zawód, a z tym zawsze wiąże się stres i możliwość zbyt dużej ilości pracy lub jej braku. Nigdy nie wiadomo. Trzeba też podchodzić selektywnie i czasami odmawiać, żeby iść dalej. Często jedna sesja to proces kilku tygodni. Na początku kilka tygodni przed sesją trzeba przygotować pomysł, propozycje castingu, propozycje miejsca, cały koncept i zamysł sesji. Do tego dochodzą też budżety i wyceny, spotkania z klientem, ze stylistką. Po sesji przychodzi czas wyboru zdjęć, retuszu, poprawek… Tu mowa o jednej sesji, a co dopiero kiedy jest ich kilkanaście w miesiącu. Dodatkowo pracuję na aparatach analogowych, zdjęcia wykonuję na kliszy. Po każdej sesji filmy trzeba wywołać, później zeskanować, a następnie wybrane zdjęcia wywołać jeszcze raz na papier w dużym formacie.
Interesuje Cię moda. Myślałeś o projektowaniu? Byciu stylistą?
Zawsze chciałem być stylistą, interesowała mnie moda, ale nigdy niczego w tym kierunku nie zrobiłem. Ciesze się, że moja droga potoczyła się tak, a nie inaczej. Nie zamieniłbym teraz pracy fotografa na rzecz pracy stylisty. Co więcej – uważam, że zainteresowanie modą jest pomocne i ważne w moim zawodzie. W końcu dobrze rozumieć i czuć to, co się fotografuje.
W jednym z wywiadów powiedziałeś, że fotograf odpowiada za wszystko – dobiera stylistę, wizażystkę, fryzjera. Jak wizażystka źle pomaluje, to nie będzie to jej wina, tylko fotografa, ponieważ to on ją wybrał. To oznacza, że musisz czuwać nad wszystkim. Pewnie nie jest to łatwe. Jakim jesteś człowiekiem, kiedy na planie nie wszystko jest tak, jakbyś tego oczekiwał? Wulkan emocji czy oaza spokoju?
Do wszystkiego staram się podejść raczej spokojnie. Nerwy na planie nie są dobre i nikomu nie sprzyjają. Przeważnie dobieram też takich ludzi, z którymi czuję się dobrze i którym ufam. Wtedy wiem, ze efekt będzie dobry. Energia na planie jest bardzo ważna.
Jeśli masz wolny czas, to jak go spędzasz?
Staram się odpoczywać i nie myśleć za dużo o pracy. Lubię dobre jedzenie, spędzam bardzo dużo czasu z przyjaciółmi, oglądam filmy. To pozwala mi odświeżyć umysł.
Plany, marzenia – jakie fotograficzne cele stawiasz przed sobą?
Chciałbym robić coraz więcej rzeczy zgodnych ze mną i moim stylem. Podchodzić coraz bardziej selektywnie do pracy. Pracować mniej, ale przy coraz lepszych projektach. Może brzmi to dziwnie, ale na tym polega droga do sukcesu. Często mniej znaczy więcej.
Kiedy odwiedzisz Mszanę? Jak bliscy reagują Twoje na sukcesy?
Mam nadzieję, że niebawem! W Mszanie zawsze bardzo dobrze odpoczywam. Uciekam wtedy od zgiełku i zajmuję się totalnie innymi rzeczami. Co do znajomych to myślę, że już zupełnie przywykli do tego, czym się zajmuję, więc nie robi to na nich większego wrażenia – to mnie bardzo cieszy. Ja wolę posłuchać co u nich słychać, niż odpowiadać o sobie.
No i na koniec wskazówki dla innych. Co jest ważne, by w Twoim zawodzie odnieść sukces?
Trzeba słuchać siebie i własnej intuicji. Fotografie powinny pokazywać to, co czujemy. Rynek jest coraz większy i coraz trudniejszy, bez własnego stylu trudno zaistnieć. Eksperymentować i jeszcze raz eksperymentować. I pamiętać, że to nie aparat robi zdjęcia, tylko my sami.